czwartek, 28 lutego 2013

DK cz.3

Stacja 6 Kobieta i mężczyzna

Najpierw Matka potem Weronika... A mówią, że kobiety takie płaczliwe... Ale jakie empatyczne. A mężczyźni stoją z boku i patrzą... Czy boją się? Na pewno nie wszyscy, ale może nie potrafią okazać tego co czują...
Ta stacja, to poznanie prawdy o sobie jako mężczyźnie i kobiecie, o sobie jako młodym chłopaku i dziewczynie. Naturą kobiety jest: empatia, wrażliwość, czułość. Naturą mężczyzny jest: odwaga, siła, odpowiedzialność. Czy zastanawiałam się kiedyś jaką jestem kobietą? Czy szanuję siebie jako kobietę? A czy zastanawiałem się jakim jestem mężczyzną? Czy np biorę odpowiedzialność za drugą osobę?
Stając w prawdzie, pytam się, na ile staram się być kobietą / na ile mężczyzną?

Stacja 7 Zaufać na ślepo

Leżę... znowu! Mam siebie dość... Ale widzę obok siebie Ciebie, również leżysz? Dlaczego? Dlaczego upadłeś? A może chcesz mi coś pokazać? Może chcesz mi udowodnić, że z każdym moim upadkiem cierpisz razem ze mną... Widzisz, nawet nie wiem czemu to robisz? Chyba dla mnie...
Jezu, za mało Ci ufam, za mało wierzę w to,że jesteś blisko, że mnie nie zostawiasz. Chciałabym zaufać Ci na ślepo i poczuć, że jesteś gdzieś obok...
Stając w prawdzie, pytam się czy ufam Jemu? Czy wierzę w to, że jest obok?

Stacja 8 Dobre łzy

O, jak zawodzą, jak płaczą... Ja też często płaczę, chyba z bezsilności. Płaczą nad Tobą? To chyba dobrze. Ale mówisz: "Nie nade mną płaczcie, ale nad sobą..." To znaczy, że mamy płakać? A może płakać nad swoim grzechem?
Czy kiedyś zapłakałam nad złem którym zrobiłam? Łatwo zauważyć, wytykać i karmić się cierpieniem i błędami innych... Łatwo mi powiedzieć, że ten to dopiero narozrabiał... Ale tym trudniej wtedy zauważyć swoje błędy. Boże, daj mi łaskę, bym potrafiła zapłakać nad tym co JA złego zrobiłam... To są dobre łzy!
Stając w prawdzie, pytam się, czy zapłakałam kiedyś nad swoim grzechem?



sobota, 23 lutego 2013

DK cz. 2

Stacja 4 Jestem człowiekiem?

Ledwo się podniosłam, a przed Tobą stoi już Ona... Bo jest matką, tą przez małe "m" i przez wielkie. Dlatego, że ma wrażliwość matki, że kocha jak prawdziwa matka. I pomimo tego, że ufała Bogu, wiedziała, że jest w tym jakiś plan, to okazała się zwyczajnym człowiekiem. Człowiekiem, który kocha, tęskni i nie robiła ogromnych rzeczy, a została "najlepszą matką na świecie"...
Czy nie jest tak, że nieraz chcę robić wielkie rzeczy, chcę by Bóg i inni ludzie widzieli, że robię coś dobrego dla świata, parafii, klasy, rodziny, angażuję się w wolontariaty, wspólnoty, pomoce sąsiedzkie, a nie potrafię być człowiekiem dla innych? Czy potrafię być człowiekiem dla swojego dziecka, dla swojej mamy, taty? Czy potrafię być człowiekiem dla siostry która mnie denerwuje? Czy potrafię być zwyczajnym człowiekiem dla nauczyciela, którego nie cierpię...? Czy potrafię być człowiekiem dla osoby, która mnie zraniła mocno?
Stając w prawdzie, pytam się sama siebie, czy wstydzę się swojej wrażliwości? Pytam się, czy jestem człowiekiem?

Stacja 5 Z prądem...

Jej... słabniesz... Doniesiesz krzyż? Patrz, przyprowadzają Ci Szymona, zmuszają go. Nie dziwie się mu, że nie chce, też bym się bała. Oprócz Ciebie, teraz też wszyscy patrzą na niego. Ciekawe co myślą o nim. Pewnie jedni go wyśmiewają, inni są źli, a jakaś garstka cieszy się. Ciekawe co on czuje? Czy jest dumny z tego? Czy wstydzi się, czy może boi się...? Skoro go przymusili to musiał tam być, musiał płynąc z tłumem, płynać z prądem.. A dobrze wiem, że tylko zdechłe ryby płyną z prądem  Mogłabym rzec, to takie oklepane twierdzenie...
Fakt, oklepane, ale może właśnie tego boję się najbardziej?  Tego, że jest prawdziwe? Tego, że może juz zdechłam i płynę z tym co mówi mi telewizja, ludzie, politycy, co starają się zrobić z moim zdaniem? Stając w prawdzie, ciekawa jestem, czy mam swoje zdanie? Czy już zdechłam i płynę z prądem?

niedziela, 17 lutego 2013

DK cz.1

Droga do miłości przez poznanie siebie!

Naszła mnie ochota by napisać taką swoją "Drogę Krzyżową".  Zaczynam od dziś, bo miałam trudny dzień. Każdy może napisać taką historię swojego krzyża...

Stacja 1 Faryzeusz

Dzisiejszy dzień pokazał mi, że jestem faryzeuszem, takim samym jak Ci wszyscy co wydali Ciebie Boże. Wydali niewinny wyrok, jak też wydaję taki na innych... Stoję z nimi w tłumie i widzę, jak bardzo chcę przypodobać się tłumowi...
Jak bardzo mocno chcę być taka sama jak oni, a nie jak Ty. Nawet do tego stopnia, że ranię tym innych. Patrzę na Ciebie i przypominam sobie, jak na czyjś temat mówiłam złe rzeczy, a potem uśmiecham się do niej jakby nigdy nic...
Nie chcę być fałszywą osobą... Stając w prawdzie, wiem,że jestem faryzeuszem!

Stacja 2 Egoistka

Wziąłeś TO na ramiona, tzn belki... Wziąłeś krzyż. Widzę Cię, jest ciężki, ale jeszcze masz siły. To dopiero początek. Ciekawe, czy oprócz najbliższej matki i znajomych ktoś pomyślał co czujesz? Przecież jesteś człowiekiem...
 A czy ja kiedyś pomyślałam co Ty czujesz? Czy zdaje sobie sprawę z tego, że jest Ci smutno kiedy nie gadam z Tobą? Czy pomyślałam co czujesz, czy wiem, że mnie kochasz?
A nie jest tak, że jak rozmawiam z ludźmi to chcę by pytali o mnie, a nie słucham co u nich? Czy to nie nazywamy egoizmem?
Stając w prawdzie jestem egoistą!

Stacja 3 Bezsilna

Widzę jak upadasz, ale nie martw się, lezę razem z Tobą. Czuję jak moja twarz dotyka ziemi... Upadłam jeszcze prze Tobą, ledwo co go wzięłam na ramiona. Nie chce patrzeć na nikogo...
Jest postanowienie, cieszyłam się nim, ale przyszła możliwość i niestety "wykorzystałam ją". Wiedziałam, że nie będzie prosto, wzięłam te belę na ramiona i upadłam. Ty już się podniosłeś, a ja dalej w "gównie"... A w dodatku zła na siebie, że od Środy Popielcowej tylko kilka dni minęło. Myślałam, że silniejsza jestem.
Ale patrzysz na mnie, tak jak dziś w Kościele, uśmiechasz się przez ból i mówisz: Kochana, to jeszcze nie koniec, będzie ciężej... Ale zobacz, ja wziąłem krzyż by pokazać jak kocham. Ty też wzięłaś krzyż by pokazać jak bardzo kochasz osobę, która może nie kocha Ciebie... Ja się podniosłem, ale Ty Bogiem nie jesteś. Podaję Ci dłoń, jak będziesz miała siły to wstaniesz, czekam z tą drogą na Ciebie...
Stając w prawdzie wiem, że sama nic nie mogę. Jestem  bezsilna!

Tyle na dziś, dalsza częśc może później...

czwartek, 14 lutego 2013

cud?

„Nieraz modlimy się o cud dla kogoś najbliższego, kto umiera. Czasem Bóg daje taki cud. Beznadziejnie chory zdrowieje. Ilu takich zdechlaków wygoiło się do wesela... Ale cud, o jaki prosimy, jest zawsze tylko do pewnego czasu. Czasem cudu nie ma. Ktoś modlił się o zdrowie ojca, matki, przyjaciela - umarł. Pytamy: gdzie jest Bóg? Nie wysłuchał nas.
Pan to sprawił i jest cudem w naszych oczach.
Dzieje się wielkie Boże dzieło. Nie rozumiemy tego, a dzieją się wielkie rzeczy w Bożym świecie. Bóg daje życie nie tylko doczesne, ale i wieczne.
Droga Krzyżowa uczy nas, by wierzyć i ufać Bogu pomimo braku widocznego cudu. Nawet jeżeli nam się wydaje, że Bóg nas nie wysłuchuje, On zawsze jest i sprawia cud większy od tego, o jaki prosiliśmy.”
ks. Twardowski
http://www.youtube.com/watch?v=GuTV7yBxYrU&feature=player_embedded 
A tak  poza tym, co u mnie? Nic ciekawego się nie dzieje ;p Tak ogólnie pozytywnie, już nie mam takich dołujących wpisów (jak to ktoś ostatnio zauważył ;p ). Poszukuje pracy, robię wiele w domu, pilnuję nieraz dzieci znajomych. Cieszy mnie to bardzo i pokazuje, że już mogłabym być mamą. Jak trzymam ośmiomiesięcznego Piotrusia na rączkach to mordka sama mi się uśmiecha :D A jutro czuwanie, później może do Sanderki na kilka dni, rekolekcje w Duszpasterstwie Akademickim :) Złożyłam CV do kilku przedszkoli, do żłobka i nic! :( Myślę nad wyjazdem za granicę, ale narazie to odległe...
 

piątek, 8 lutego 2013

szczęśliwiec?

"Życie można przeżyć na dwa sposoby:
jakby nic nie było cudem,
albo jakby cudem było wszystko" :D


"- Tak to już, Hanuś, na tym świecie jest, że cudze szczęście łatwiej zauważyć niż swoje. Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma... Poza tym ilu ludzi, tyle szczęść. Dla jednego szczęście to wór pieniędzy, dla drugiego zdrowe dzieci, a dla trzeciego to, że codziennie rano oczy otwiera. 
* A wie pani, Julian Tuwim kiedyś powiedział, że jak się wrzuci szczęśliwca do wody, to wypłynie z rybą w zębach.
- Hanuś, a co to za szczęśliwiec, co to go ktoś do wody wrzuca? Poza tym natura ludzka taka już jest, że jak ma się rybę w zębach, to chciałoby się zjeść kotleta. A jak ma się kotleta, to przychodzi ochota na tort. I tak w kółko bez końca. Dziecko moje, a tak po prawdzie, szczęścia niemożna szukać ani między zębami, ani w portfelu, ani tam gdzie nas nie ma, bo szczęście jest w nas. Szczęście mieszka w sercu, które ma każdy. Pan Bóg rozmyślnie, tak urządził świat, żeby szczęście było za darmo. Powiem Ci, że w życiu różne rzeczy mnie spotykały. Dobre i złe, i miłe, i byle jakie. Wiem jak to jest, kiedy rodzi się nowy, zdrowy człowieczek i kiedy starszy, schorowany umiera, ale wiesz Hanuś, kiedy ja zawsze najszczęśliwsza byłam?
* Kiedy? 
- Kiedy obudziła się rano i nie wiedziałam, dlaczego czuję się taka szczęśliwa. Czy dlatego, że świeciło słońce? Czy dlatego że miałam wstać i zrobić śniadanie Karolowi do pracy? Czy dlatego, że Iwonce przechodził katar? Takie właśnie szczęście jest chyba największe, kiedy nie potrafi się podać tylko jednego powodu..."

Alibi na szczęście



wtorek, 5 lutego 2013

przeszłość!

Dzisiejsza Ewangelia... Talitha Kum - mówię Ci dziewczynko wstań! Tę Ewangelię słyszałam ostatnio na pogrzebie prawie dwuletniej Marysi... Wybrzmiały one dużo mocniej niż dziś. W tle płacz matki, załamana mina ojca i ksiądz, znajomy rodziny, któremu głos się złamał. Czemu do tego nawiązuje? Bo utrata dziecka dla kochających rodziców to tragedia. Tracą owoc swojej miłości. Bardzo często, nie mogą dojść do siebie i cały czas żyją tym co było. Nie dziwie się im w ogóle... Ale ja chciałabym dziś o życiu przeszłością...

Dlaczego jest tak, że nie raz nie możemy ruszyć do przodu?
Dlaczego nie jesteśmy szczęśliwi?
Dlaczego nie żyjemy teraźniejszością?

Rozmawiałam dziś z pewną osobą o życiu... "baba spedzila cale zycie kochajac jednego typa. Mimo to myslisz, ze my ludzie tak mamy? Jesli połącza nas z kimś wspomnienia i chwile , które spedzilismy z soba w okresie dojrzewania, czy jest nam łatwo odejsc od osoby w ktorej się człowiek kocha? Nie sądze...
czy łatwo zacząć coś nowego by zapomnieć coś co było idealne w przeszłości bo tak miało być a otacza nas tylko samotnosc..."
Właśnie, czy łatwo zacząć coś nowego by zapomnieć co było idealne w przeszłości? I chyba odnosi się to do wszystkich elementów naszego życia... utrata ukochanej osoby, utrata dziecka, relacji, przyjaciela, pracy...
Jeśli chłopak ma z dziewczyną super relację, kocha ją, spędza z nią dużo czasu, całuje, a ona go później zostawia. On ją kocha, ona ma już nowego. Można by rzecz, pobawiła się nim, wykorzystała. Chłoopak na początku czuje ogromny żal, smutek, nadzieję, że wszystko wróci do normy. Kiedy uświadamia sobie, że nie będzie już tak pięknie, musi to teraz zaakceptować. Więc najlepiej to nie chciałby jej spotykać. Po jakimś czasie zaczyna żyć tym, że kocha ją dalej, ale zamyka tę sprawę. Nie może nic zmienić... Wraca nieraz do wspomnień kiedy było pięknie, ale żyje dalej, może znowu się zakocham... Zraniła mnie, ale wybaczam jej. Szkoda, że nie potrafiła się do tego przyznać. Dziś uśmiecham się, kiedy ją widzę... Ta historia to taki ideał.
 Hm... a na którym etapie jestem?
Czy uświadamiam sobie, że jestem człowiekiem, który czuje?
Czy wiem, że żal, smutek, uczucia są czymś normalnym?
Czy wiem o tym, że rozdrapywanie ran powoduje, że one za każdym razem krwawią?
Czy poznaje siebie, jako człowieka?

Jakiś nieogarnięty ten wpis ;p przepraszam... Wiem z własnego doświadczenia, że zamykamy się nieraz w przeszłości. Bo np ktoś nas zranił, nigdy nie usłyszeliśmy słowa przepraszam... A może warto pomyśleć, że nigdy tego nie usłyszymy i ruszyć dalej? Chyba za bardzo użalamy się nieraz nad sobą... chyba ja tak robię. Innym przykładem są piękne chwile, które przeżyliśmy, żyjąc tylko nimi, nigdy nie zauważmy pięknych chwil które mamy obecnie. Zawsze będzie czegoś brakować. Tak też chyba mam :p
Nie wiem jaki cel był tego wpisu... może miałam sobie pewną rzecz uświadomić? :)

piątek, 1 lutego 2013

zabiłaś kogoś?

I po Zakopanym, takie trzy dni, intensywne, ale WARTO BYŁO :D Niestety na nartach nie pozjeżdżałam, bo nie mogłam, choć chciałam...

Oprócz pięknych gór, widoków, samotnych spacerków i głupawek przy winku i kominku, były to dla mnie ogromne rekolekcje...
Po pierwsze... Bardzo ciekawa młodzież, zagubiona, ucząca się miłości, ale również bardzo szczera... Pokazali mi ile dobra jest w nich. Wystarczyło tylko poprosić, nawet te tzw "największe zakapiory" bez przymusu rozkładały talerze, jeszcze pytając się, czy widelec leży po dobrej stronie ;p
Po drugie... wypoczywał tam o.Wojtek - redemptorysta - głosił dwa razy kazanie. O tym, że każdy z nas potrzebuje miłości i bycia kochanym. Widać było reakcję tych gimnazjalistów. Ale najmocniejsze były słowa gimnazjalistki, tzw. ADHD (z racji zachowania :p ). Po kazaniu ojca, pełna takiego spokoju, jako jedyna z gimnazjalistów powiedziała: Panie Boże prosimy naucz nas kochać innych tak jak mówił dziś o tym o.Wojtek...
Po trzecie... Cisza i spokoj w gorach :D Zabawa z 5,5 - letnim Kubą przyniosła mi wiele radości. Ale najlepsza była nasza rozmowa na Mszy, jak nie poszłam do Komunii:

Kuba: A Ty nie idziesz z nimi?
Ja: Nie, nie mogę...
K: Dlaczego?
J: Bo popełniłam grzech...
K: Co to znaczy?
J: Zrobiłam coś złego... Zwłaszcza  drugiej osobie...
K: Zabiłaś kogoś...?

Można by się uśmiechnąć... Ale pomyślałam, tak zabiłam... Zabiłam drugą osobę słowem, i to złym.... Chyba czymś normalnym stało się dla mnie ranienie osoby złym słowem i to wypowiadanym za plecami...
Jak często zabijam drugą osobę słowem, wyśmianiem, obrażaniem, gestem?